poniedziałek, 17 listopada 2014

ZAWIESZAM

Jako iż mam mało czasu, a nikt  praktycznie tego nie czyta, zawieszam bloga. Być może wrócę kiedyś i dokończę, co zaczęłam, ale narazie się na to nie zapowiada. Muszę skupić się na nieco ważniejszych sprawach, na przykład na szkole (sama sobie się dziwię, ale co tam. Może uda się dobić do średniej 4.0).
See ya <maybe> soon 😘

Gamzys

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1


APRIL

- Tylko nie to. Dlaczego ja muszę tak cierpieć? - Tak, właśnie usłyszałam dźwięk budzika, a dokładniej drzemki. Wstałam, ubrałam się i poszłam do łazienki, aby się załatwić oraz wykonać delikatny, ale skuteczny makijaż. Następne miejsce, w mojej porannej kolejce zajmowało śniadanie. Zrobiłam sobie kanapki z Vegemite oraz kawę, na pobudzenie. Włączyłam telewizor i, jak codziennie rano, przeglądałam kanały w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do oglądania podczas śniadania. Sama nie wiem czemu, ale włączyłam wiadomości. Świeża dawka jakiś news'ów, raz na rok, nie powinna mi zaszkodzić. Moją uwagę przykuły, lecące na dole napisy "Z więzienia uciekł morderca. Luke Hemmings, 6 miesięcy temu, zabił 19-letnią Caroline Jones." No ładnie... powiedziałam sobie w myślach. Spojrzałam na zegarek. Już 8:40?! To fajnie, że zdążę.
Wzięłam torebkę i skierowałam się w stronę wyjścia. Oczywiście musiałam się wrócić, bo zapomniałam zamknąć drzwi. Wsiadałam do samochodu, wyjechałam z garażu i udałam się w stronę hotelu. Na szczęście podczas drogi nie zastałam żadnych korków i szybko dotarłam na miejsce.

8:59.
  No, nie spóźnię się. 
- Myślałam, że już nigdy nie przyjedziesz, a ja spędzę tutaj resztę życia! - Emily przywitała mnie na prawdę miło, kochana dziewczyna.
- Ale jestem, spokojnie. - Próbowałam jakoś uspokoić Em. Tak, macie rację; zakończyło się na "próbowałam"
- CZY TY KIEDYŚ SIĘ WRESZCIE OGARNIESZ? - Co ja takiego zrobiłam?!
Na prawdę nie rozumiem powodu jej złości. Jestem całą minutę przed czasem. 60 sekund. 60 000 milisekund. 60 000 000 000 nanosekund. To tak dużo... Dlaczego ona się mnie czepia?
W końcu Em przestała mi prawić kazanie, jaka to jestem nieodpowiedzialna, bo mogły być korki i bym się spóźniła i mogłam wejść za ladę, nie bojąc się o swoje życie.

9:00
Zaczyna się moja zmiana. Wbrew pozorom, lubię tę pracę. Gdy byłam mała chciałam zostać stewardessą, ale uświadomiłam sobie, że boję się latać. Tak w końcu wylądowałam w - jak na możliwości Sydney -  małym hotelu.
Udało mi się uprość dzisiaj szefa, pana McKley'a, abym mogła się dzisiaj wyrwać wcześniej, bo mam "pilną" sprawę. Tak i oto o 17:30 byłam już u Dana.
- O! Już jesteś  kotek. - Otworzył mi drzwi i pocałował na przywitanie. -  Nie rozbieraj się, zaraz wychodzimy.
- A gdzie idziemy? Nie mieliśmy zostać dzisiaj w domu?
- Plany się trochę zmieniły. - Dan ubrał kurtkę, zamknął drzwi na dwie spusty(co jest dziwne, bo nigdy tego nie robił), złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego nowego Mercedes'a C klasy. 
Przez pół drogi na próżno próbowałam wyciągnąć, gdzie mnie zabiera aż w końcu odpuściłam i zmieniłam temat.
- Słyszałeś o tym gościu, co uciekł z więzienia? - hmm... Jadę na randkę, a zaczynam temat o jakiś mało istotnych uciekinierach z więzienia. Takie rzeczy, tylko ja.
- Coś tam przeszło mi przez ucho. - Dan zacisnął nerwowo dłonie na kierownicy.
- Co jest? Jesteś jakiś zdenerwowany. - Spojrzałam na jego ręce, a potem na samego chłopaka.
- Ja? Skądże, wydaje Ci się. - Nie jestem o tym zbytnio przekonana. - Odpinaj pasy, jesteśmy na miejscu.
Wykonałam jego polecenie, po czym wyszłam z samochodu. Dan zamknął samochód, złapał mnie za rękę i zaprowadził do restauracji. Po raz pierwszy, ucieszyłam się, że w pracy musimy nosić jasne koszule, zasłaniające kolana, czarne spódnice oraz ciemne żakiety, z małym, ciemnym logiem naszego hotelu. Nie rzucał się on za bardzo w oczy, więc nie miałam także problemu z "reklamowaniem" mojego miejsca pracy. 
Zajęliśmy stolik i poprosiliśmy kelnera, żeby przyniósł nam menu. Szybko wybraliśmy dania i ponownie zawołaliśmy wysokiego mężczyznę. Tym razem, aby przyjął nasze zamówienie. 
- Idę do łazienki, zaraz wracam. - Podczas czekania na wykonanie, a potem podanie naszych dań postanowiłam pójść przypudrować nosek. 
- Dobrze, poczekam.
Wstałam z miejsca i udałam się w stronę łazienki. Często bywamy w tej restauracji, więc doskonale znałam tutaj każdy kąt. Przeszłam pomiędzy stolikami i udałam się w stronę drzwi, ze znakiem kółka. 
Wyjęłam puder i zaczęłam uzupełniać "look'i", gdy zauważyłam stojącego za mną mężczyznę.
 Miał blond, które najwyraźniej nie znały zasad grawitacji, ponieważ stały jak żołnierz na komendę "baczność", śliczne niebieskie oczy, a jego wargi ozdabiał czarny kolczyk. 
- Wiesz, że to damska toaleta?
- Tak. - Odpowiedział jakby nigdy nic.
- Eee... to co ty tutaj robisz? - Nie wiem czemu, ale zaczęła przerażać mnie jego osoba.
- Czekam na Ciebie. - ŻE CO?! 
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś, stary. - Próbowałam ukryć moje zdenerwowanie i nawet dobrze mi to szło. Najwyraźniej pomyliłam zawody, powinnam zostać aktorką. - Kim ty w ogóle jesteś? 
- Ja? Otóż moja droga, nazywam się Luke Hemmings. 

piątek, 7 listopada 2014

Prolog

Heeejka :) Mam nadzieję, że prolog się spodoba i uszczęśliwicie mnie dodając tam na dolę wasz komentarz ;)
______________

LUKE

Strzał.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
Cisza.
- Luke, spadamy stąd. - Michael chwycił mnie za ramię i zaczął pchać w stronę wyjścia - zaraz zjadą się tutaj gliny i będzie niedobrze.
Bez żadnego słowa wykonałem polecenia przyjaciela i wyszedłem z domu, chowając w spodnie pistolet. Udaliśmy się do samochodu i bez słowa wsiedliśmy. Michael był najbystrzejszym - oczywiście zaraz po mnie - chłopakiem z tego naszego hm.. Gangu i bez żadnego znaku domyślił się, że tym razem on kieruje. Rzadko daję chłopakom prowadzić akurat tego Nissana. Akurat Ten samochód jest moim oczkiem  głowie. Gangu... Teraz mogę już to chyba tak nazwać. Zabiłem człowieka. Ja, Luke Hemmings zabiłem człowieka... Ile ja bym oddał, aby móc teraz cofnąć czas. Tak, żeby cofnąć się o te 3 lata i w ogóle jej nie poznać... Jak ona mogła to w ogóle zrobić?
- Luke, jak się czujesz? - Z tego mojego głębokiego przemyślania wyrwał mnie Mikey. Nie miałem siły odpowiedzieć, spojrzałem tylko na niego z wzrokiem dającym jasne sygnały. Mam nadzieję, że się domyślił.
- Niepotrzebnie pytam, głupi ja. - Stwierdził skręcając w stronę podjazdu naszego domu.
Mieszkamy razem. Zaczęło się od chęci założenia zespołu, jednak to nie wypaliło, bo... W sumie nie wiem, po prostu nie wypaliło. Chcieliśmy zamieszkać razem, aby mieć więcej czasu na próby i tak dalej. Oczywiście próby odeszły na drugi plan; pierwszy zajęła dobra zabawa, a jak wiadomo, czterech chłopaków, w jednym domu, to nie jest dobry pomysł.
- I jak tam? Możemy spokojnie spać? - Calum wyszedł z domu.
- Cal... Ja. Zabiłem. Człowieka. - Odpowiedziałem stopniowo zniżając swój ton głosu.